2018 – Pierwszy Rok Bloga

Rok 2018 pierwszy rok bloga

Internet tonie w podsumowaniach 2018 roku i choć mój blog dopiero co ruszył, to też postanowiłam takie napisać. Czuję, że dla mnie był to pierwszy rok bloga, gdyż pracę nad nim rozpoczęłam równo 12 miesięcy temu. A rok 2018 obfitował w wiele cudownych wyjazdów, o których chciałabym wam wspomnieć (a już w 2019 zrobię z nich osobną galerię).

Zatem zaczynamy, czas start.

Styczeń

Był przełomowym miesiącem, gdyż wtedy to powstała nazwa bloga i ruszyły pierwsze prace z nim związane. Wtedy też w gronie najbliższych wymyśliliśmy nową tradycję, by rok rocznie w styczniu chodzić na uroczysty koncert kolęd. Polecam takie swoje mini zwyczaje, na które się czeka i planuje. Mi dają one bardzo dużo radości. Jednak w styczniu, jak to zwykle bywa w moim przypadku, miałam już zaplanowane wyjazdy od końca marca, więc prace związane z blogiem odłożyłam na jakiś czas, by móc planować wyprawy. Wtedy wydawało mi się, że będzie to na krótko, jednak okazało się inaczej. W styczniu odbył się także cykliczny, zimowy wypad do Trójmiasta. Kocham Sopot i mogłabym tam jeździć bez przerwy, niestety uroku tego miasta nie da się odkryć latem, dlatego gorąco polecam wyjazd od stycznia do marca. Mam nadzieję, że w 2019 również uda mi się tam wyskoczyć, wtedy napiszę o tym dłuższy post.

Luty

I tak niemalże prosto z Sopotu wskoczyłam w lutym do Chin. A dokładnie na Filipiny z citybreakiem w Pekinie. Znacie pewnie to połączenie z Polski do Azji, które pozwala cały dzień spędzić w Pekinie. Tak właśnie zrobiłam, dzięki czemu Chiński Nowy Rok przypadający w 2018 na dni pomiędzy 15-21.02. spędziłam zwiedzając Wielki Mur Chiński. Końcówka lutego to już Filipiny. Była to dla mnie pierwsza wizyta w Azji, więc bardzo się z niej cieszyłam. Zwiedziliśmy mnóstwo miejsc (Bohol, Cebu, Panglao, Oslob, Palawan, Manilę) i chodź wiele miejsc było przecudownych i mnie totalnie zachwyciło, to po Filipinach pozostało mi dziwne uczucie rozdarcia. Widziałam bowiem tak skrajne miejsca, że trudno było mi tylko się zachwycać tymi pięknymi. Niestety kraje rozwijające się mają również swoją ciemną stronę.

Marzec

Filipiny pożegnałam na początku marca, ale dzięki mojemu połączeniu lotniczemu mogłam dokończyć zwiedzanie Pekinu. Zobaczyłam Zakazane Miasto, Plac Tian’anmen, fabrykę jedwabiu oraz spróbowałam prawdziwej kaczki po pekińsku w restauracji, której nazwy nie przywołam, bo niestety nie miała angielskiego odpowiednika. To miejsce typowo dla lokalnych. Tym miłym akcentem zakończyła się azjatycka przygoda, a w Warszawie, w drodze powrotnej udało mi się jeszcze złapać przełomowe, pierwsze, polskie wydanie Vouga. Mając jeszcze jeden wolny weekend w marcu, postanowiłam wyciągnąć rodziców do Sopotu, bo (o zgrozo!) mój Tata był ostatnio nad morzem 35 lat temu! No i wraz z leniwym weekendem w Trójmieście prawie skończył nam się marzec.

Kwiecień

Piszę prawie, bo przełom tych miesięcy to sezon urodzinowo-imieninowy w moim domu. Zbliżały się Święta Wielkanocne, w okolicach których zawsze wypadają urodziny mojej Mamy, także mieliśmy wiele marcowych powodów do świętowania. Minął kolejny miesiąc i nieoczekiwanie dla wszystkich rozpoczęło się lato, więc zamiast ciężko pracować nad stroną, pracowałam nad kolejnymi wyjazdami. I tak w połowie miesiąca odwiedziłam Wielką Sowę, czyli najwyższy szczyt w Górach Sowich. No i kolejny punkcik do korony. Szczyt zaliczony był już kilka razy wcześniej, ale przez ciągłe zapominanie książeczki, ma pieczątkę z 2018. No i oczywiście wielkimi krokami zbliżała się majóweczką, którą w tym roku rozpoczęłam już w kwietniu, jak zawsze w mojej oazie sielskości – w Mniewie.

Maj

Po cudownym, prawie tygodniowym weekendzie majowym przyszedł czas na polskie morze. Wypad w maju do Łeby wdaje się mało wakacyjny, ale nic bardziej mylnego! W 2018 nadmorskie kurorty wyglądały w maju jak w szczycie sezonu. W tym czasie przeszło mi przez myśl, że powinnam już ostro działać ze stroną, gdyż sama się nie zrobi, aż tu nagle najbardziej niespodziewane wydarzenie – zaręczyny! Pod koniec miesiąca stałam się Panią Narzeczoną z przepięknym pierścionkiem i nowymi obowiązkami na głowie.

Czerwiec

Z racji, że zaręczyny były bardzo kameralne (tak jak lubię), to na przełomie maja i czerwca postanowiliśmy je uczcić z Panem Narzeczonym i ekipą we Lwowie. I chyba był to najcudowniejszy wyjazd 2018 roku. Zwycięzca całego rankingu. Byłam już wcześniej we Lwowie, dlatego nie było ciśnienia, by wszystko zobaczyć, lato nadal trwało, pogoda cudowna, jedzenie i picie wspaniałe, więc był to prawdziwy tydzień leniuchowania!

Lipiec

Podobnie jak przełom marca i kwietnia, lipiec jest w mojej rodzinie miesiącem świąt. Co tydzień są urodziny lub imieniny kogoś bliskiego. I na takim właśnie świętowaniu upłynęło mi lato. Dodam jeszcze, że tak się rozkręciliśmy z tym świętowaniem, że urodziny Narzeczonego obchodziliśmy w Żywcu i okolicach. Tym sposobem Skrzyczne i Babia Góra zdobyte. Szczyrk odwiedzony i dwa Beskidy zaliczone. Pierwszy raz byłam także w Katowicach, nieco dalej niż tylko na dworcu PKP.

Sierpień

Jakoś wyjazdów wakacyjnych w lipcu było mi mało, więc na przełomie lipca i sierpnia zorganizowałam weekendowy wypad do Łodzi. Do dzisiaj wszyscy się dziwą po co tam byłam. Jednak Łódź to dużo więcej niż ulica Piotrkowska. Ja tak się zachwyciłam tym miastem i tyle o nim przeczytałam, że na pewno powstanie osobny wpis. Połowę miesiąca zdominował Bornholm (duńska wyspa), która odwiedziłam z ekipą rowerową. Był to super wypad, na którym robiliśmy ok 80 km dziennie. Szok, bo dało to wynik ok 300 km w ciągu kilku dni. No i w drodze powrotnej założyłam wszystkie socjale dla Różnych Podróżnych. Niestety dalsza część miesiąca nie była dla mnie zbyt wesoła. Wraz z końcem miesiąca musieliśmy całą 5-osobową paczką opuścić nasze blisko 140 metrowe mieszkanie w kamienicy, które kochałam i kocham przeogromnie. Było to tak smutne, niczym ostatni odcinek Przyjaciół, więc nic już więcej o tym nie napiszę.

Wrzesień

Tylko zgrabnie przeskoczę do września, w którym to miesiącu zmieniłam (po prawie 7 latach) adres zamieszkania (nie było to zw. z zaręczynami, chociaż ułatwiło pewne decyzje). I tak oto z przeogromnej secesyjnej kamienicy przeskoczyłam do bloku. Powiem wam, że trudno jest przerobić nowe mieszkanie na stare, ale cały czas się staram. Nic więcej właściwie nie pamiętam z września poza remontem, kartonami, farbą i innymi atrakcjami.

Październik

Starałam się umilić sobie czas w nowym miejscu wypadami nad ukochaną Rusałkę i Strzeszynek (jeziora w Poznaniu). Pogodowo było różnie, ale ostatecznie jesień była dla mnie fotograficznie bardzo łaskawa. Dzięki czemu udało mi się stworzyć kilka cudeniek. W październiku robiłam podejście numer chyba już piąty, by zwiedzić zamek w Rogalinie, niestety kolejny raz próba zakończyła się fiaskiem, a godziny otwarcia chyba jakbym miała na czole, to i tak ich nie zapamiętam. No i na dobre ruszyły prace ze stroną, można powiedzieć, że na wysokich obrotach.

Listopad

W listopadzie ciągle się czułam jakby był lipiec, a nie listopad (chodzi o tempo upływającego czasu, nie o pogodę, chociaż i ta nie zawiodła). Niestety był to miesiąc dość chorobowy dla mnie. Z tego powodu nie pojechałam ani razu w góry. Na szczęście udało mi się rozkręcić socjale dla mojego bloga.

Grudzień

Grudzień rozpoczęłam najpiękniej jak się dało, ze śniegiem i drobnym przymrozkiem w najbardziej sielskim miejscu jakie znam, w Mniewie. No i czekały mnie ostatnie w tym roku 30-stkowe przyjęcia urodzinowe. Jedno z nich zorganizowałam w Portugalii, w Faro. A kraj ten zagościł na dobre w moim sercu. Jako że jestem fanką Świąt i klimatu świątecznego, to niespodzianką dla drugiej jubilatki był Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu, który sama z radością odwiedziłam. Po świątecznym (i niestety chorowitym) okresie spędzonym w domu, piszę sobie podsumowanie z Beskidu Śląskiego, z miejscowości Lipowa. W ostatnie dni starego roku odwiedziłam ponownie Szczyrk, Skrzyczne, Górę Żar i Żywiec. Nacieszyłam oczy śniegiem i muszę przyznać, że to był dobry rok. W końcu kilka dni temu powstał mój pierwszy wpis. Dziś tworzę kolejny, mam mnóstwo pomysłów na nowe i jak zwykle plany wyjazdowe do marca zaklepane.

2019

Kochani życzę wam odwagi w spełnianiu marzeń, zdrowia i bycia wyrozumiałym wobec siebie samych oraz cudownych ludzi dookoła was! SZCZĘŚLIWEGO NOEGO ROKU!!!!

Może też ci się spodobać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Captcha loading...